niedziela, 19 lipca 2009

9. O polityce imigracyjnej Nowej Zelandii

Ludzie zamieszkujący wyspy mają w sobie zawsze coś pierwotnego dzięki swej samotności. Wyspa rodzi odosobnienie, odosobnienie zaś rodzi siłę. To słowa Napoleona. Czy można tę myśl cesarza uogólnić na Nową Zelandię? Myślę, że tak. W trakcie wywodu wyjdzie na jaw o jaką to silę może chodzić w tym wypadku.

Punktem wyjścia rozważań uczynię program telewizyjny pt. Lange on the Immigration Explosion. David Lange, były premier Nowej Zelandii, zajął się w swoim programie nie tylko uchodźcami, ale równiez współczesnymi imigrantami. Był to pierwszy tego typu program, w którym tak otwarcie przedstawiono nabitych w butelkę, tj. owych współczesnych imigrantow. Nie ma sensu streszczanie filmu. Zastanówmy się, czy Nowozelandczycy poczuli się winni tego, że wielu wartościowych ludzi zostało wystrychniętych na dudka. Po tym programie można już zorientować się jaką to siłę zrodziło nowozelandzkie, wyspiarskie osamotnienie. Niewątpliwie chodzi o siłę hipokryzji.

Program Langego pozornie tylko był obiektywny. Obrazki rozgoryczonych imigrantow byly jak najbardziej autentyczne. Ale dalej - to już typowa, nowozelandzka manipulacja. Lange chciał nas przekonać, że trudności imigrantów wynikają przede wszystkim z chaosu w polityce imigracyjnej. Więc ten świat jest tak skonstruowany, że mimo najlepszych chęci, zawsze wynik będzie troszeczkę inny od zamierzonego. Dobrzy Nowozelandczycy z jednej strony i oporna, złośliwa materia z drugiej. Panie Lange! Pod szpic to Szweda, Polak się nie da! Ano pokażmy, że się nie da.

Zacznę od prostej analogii. Turbinka wodna, aby była efektywna musi mieć zapewniony przepływ wody. Istotny jest tu stan równowagi dynamicznej – woda wpływa i wypływa, dzięki czemu turbinka jakoś tam się kręci. Turbinka w naszej analogii to gospodarka nowozelandzka. Przepływ wody – to strumień ludzi, imigrantów. Wpływają do kraju ze swoim dorobkiem. Każdy przybywający chce normalnie żyć. Więc zaczyna nowe życie od wydawania przywiezionych pieniędzy na zakup pralki, lodówki, samochodu czy nawet domu. Nowozelandczycy to jednak Żydzi Pacyfiku.

Zazwyczaj jest tak, ze sprzedający zmuszony jest eksportować swoje towary. Siła nowozelandzka jest ogromna: wmówić dorosłym przecież ludziom, żeby tu przyjechali (na swój koszt) i poczynili zakupy – to zaiste szatańska umiejętność! Woda spadając na łopatki turbinki traci energię potencjalną, imigranci swoje pieniądze. Woda musi odpłynąc. Co z imigrantami już spłukanymi? Musi być zapewniony odpływ, bo w przeciwnym wypadku grozi unieruchomienie turbinki. Pazerni Nowozelandczycy o tym też pomyśleli. Po trzech latach (tyle mniej więcej czasu potrzeba na wyssanie) imigranci dostają na otarcie łez paszporty i odpływają, najczęściej do Australii, w złudnej nadziei, że tam będą traktowani jak ludzie. Nieszczęśnicy nie wiedzą, że jako spłukani są mało atrakcyjni. Dla uzasadnienia swoich podejrzeń przytoczę tytuł, który znalazłem w gazecie: Do we need skilled immigrants when the skills are here? Naiwni! Przecież chodzi o przepływ! Nawet jeśli jeszcze są, to już na pewno bez energii potencjalnej.

Zwróćmy uwagę, że ilekroć pojawi się problem odpływu (ucieczki) imigrantów, zawsze można znaleźć wzmiankę o dopływie. Biją na alarm właśnie wtedy, gdy dopływ wysycha. Zaczynają nagłaśniać odpływ i bujają o chaosie w polityce imigracyjnej. Takie zachowanie dobrze znamy z okresu socjalizmu w Polsce. Gdy już wszystko się waliło i każdy wiedział, że Marks jest bankrutem, ludzie odpowiedzialni za ten stan rzeczy zaczęli mówić o reformowaniu socjalizmu, o budowie socjalizmu z ludzką twarzą. Socjalizm tak – wypaczenia nie! Sytuacja w Nowej Zelandii jest identyczna: imigracja tak – chaos nie! Tu nie ma chaosu. Jest natomiast świadoma polityka: zwabić, złapać, wyssac i wyrzucić. Tak działa na przykład pająk. I społeczeństwo kanibali w przededniu XXI wieku. Jest jednak na to sposób: Międzynarodowy Trybunał w Hadze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz