niedziela, 19 lipca 2009

14. O dezinformacji

Było o języku, więc musi być o kłamstwie. Bo język często służy do tego, by ukryć prawdziwe myśli. Łysiak napisał: Żyjemy dzięki milczącemu porozumieniu, żeby sobie nie mówić prawdy, żyjemy więc obłudą.

Zauważyłem, że niektórzy spośród nas, emigrantów z Polski, cierpią na chorobę, której objawy po raz pierwszy zaobserwowałem u Świadków Jehowy. Mianowicie niedopuszczanie do siebie tzw. prawdy innego człowieka. Przyczyny takiego zachowania bez trudu wyjaśnia psychologia: mamy tu do czynienia ze spychaniem prawd niewygodnych do poziomu podświadomości.

Ja swoimi felietonami prawdopodobnie wydobywam te niezbyt przyjemne myśli, narażając się na niebywałą agresję. Zdaję sobie sprawę, że występuję w roli prelegenta, który przybył na oddział intensywnej terapii, by mówić o dobrodziejstwach… eutanazji.

Współczesna poetka polska, Jolanta Suska, w swoim wierszu Uzasadnienie wyroku napisała, że wrażliwość to wyrok. Dla mnie wrażliwość to drogowskaz, który pokazuje gdzie jest moje miejsce. Bo prawda jest taka, że nigdy przed klasówką nie siada się obok tumana. A miało być o kłamstwie. Więc do dzieła. Kłamstwo kwitnie wspaniale w Nowej Zelandii. Obłuda również. W całkowitej zgodności z tym, co powiedział Łysiak. Oto w piśmie Export News czytamy: "Foreign students could be contributing $1 bn annually to the New Zealand economy…". W artykule tym zamieszczono również duże zdjęcie roześmianych studentów. Pod nim napis: "The cultural and social benefit to New Zealanders of interacting with foreign students". Zatem… Żyjemy dzięki milczącemu porozumieniu, żeby sobie nie mówic prawdy, żyjemy więc obłudą.

Oglądałem kiedyś program Sally. Jedna z uczestniczek programu twierdziła, że każde słowo zapisane w Biblii jest szczerą prawdą. Prowadząca program zapytała o długowieczność proroków. Czy jest możliwe, aby człowiek żył np. 900 lat. Mnie nasunęło się inne pytanie. Zajrzyjmy do Biblii, do Ewangelii według Mateusza, rozdział I, wers 24 i 25. Cytuję: So when Joseph woke up, he married Mary, as the angel of the Lord had told him to do. But he had no sexual relations with her before she gave birth to her son. And Joseph named him Jesus.

I tu moja wątpliwość: czyżby Mateusz sypiał z nimi? Mógłbym uwierzyć Józefowi, ale informacji udzieliła nam przecież osoba trzecia! Nie są to tylko moje wątpliwości. Oto w książce pt. Tato, William Wharton pisze: Przyglądam się Marii. Kiedy urodziła Jezusa, nie mogła mieć więcej niż szesnaście, siedemnaście lat. Załóżmy, że Archanioł Gabriel rzeczywiście do niej zstąpił, powiedział jej, że ojcem jest Bóg i że dziecko też będzie Bogiem, pouczył, jak je nazwać – ale czy ona nadal w to wierzyła w siedem, osiem miesięcy później? A Józef – jeżeli rzeczywiście nie sypiał z Marią, to co sobie myślał?

I dalej w tej samej książce: Patrzę na te dwa obrazy i w głowie mi się mąci. Zawsze popierałem i popieram fantazje – tyle że to miała być prawda.

Józef mógł sypiać z Marią lub nie – jego strata. Innego kalibru wątpliwości budzi sprawa zmartwychwstania. Zaprząta ona umysły różnych epok. W Biblii znalazłem dwa szczegóły, które niepokoją. Zacznijmy od Jana, rozdział 20, wers 32 i 33: So the soldiers went and broke the legs of the first man and then of the other man who had been crucified with Jesus. But when they came to Jesus, they saw that he was already dead, so they did not break his legs.

Weźmy teraz Marka, rozdział 15, wers 44: Pilate was surprised to hear that Jesus was already dead.

Zdziwienie Piłata i niepołamanie nog Jezusowi może prowadzić do stwierdzenia, że Jezus nie umarł na krzyżu. Przepraszam, że nie będę nikogo przepraszał. Bo każdy z nas ma niezbywalne prawo do indywidualnej interpretacji Biblii. Ja po prostu z tego prawa skorzystałem.

Powróćmy do Raju. W Central Leader znajdujemy to: Teaching them (tj. uchodźców) English and encouraging them to get driver’s licences enables them to do things like apply for jobs. Obiecuję zapytać redakcję pisma o związek (zapewne dialektyczny) pomiędzy uzyskaniem prawa jazdy a składaniem podań o pracę. Póki co mogę tylko snuć domysły. Dawniej delikwent mierzył w calach liczbę odrzuconych podań. Znając grubość pojedynczej kartki i stosując proste działanie matematyczne, można dowiedzieć się ile razy nieszczęśnik był "unsuccessful". Teraz sytuacja ekonomiczna jest dużo gorsza. Więc liczba podań o pracę wzrosła do tego stopnia, że dowiezienie ich na pocztę wymaga użycia ciężarówki. A bez prawa jazdy ani rusz! Inaczej nie potrafię wyjaśnić związku (dialektycznego) pomiędzy posiadaniem prawa jazdy a składaniem podań o pracę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz