niedziela, 19 lipca 2009

5. O związku oczu Heleny z…dekalogiem

Kiedyś – w czasie mojego pobytu w Niemczech – pewien profesor zaprosił mnie na obiad. Było koszmarnie gorąco. Przed wejściem na sale zdjąłem marynarkę i zostawiłem w szatni. Nawet nie pamiętam, czy obiad był smaczny: walczyłem ze strugami potu. Serwetki papierowe byly do niczego. Pod koniec posiłku zdesperowany rzuciłem się do szatni, by wyrwać z kieszeni marynarki jakąś normalną chusteczkę. Kategorycznie zostałem powstrzymany przez owego profesora: za obiad będzie płacić on!

To tylko przykład na to, że życie ma wiele odcieni i w danej chwili ten sam wycinek rzeczywistości jest różnie interpretowany (postrzegany?) przez różnych obserwatorów.

Na projekcji filmu Ogniem i mieczem nie byłem. Ale obejrzałem go z taśmy magnetowidowej. Wiele osób dzieliło się wrażeniami. Zrobię to teraz ja, choć z pewnym opóźnieniem.

Ogromne wrażenie zrobiła na mnie scena uwalniania Bohuna. Być może dlatego, że na wiele sposobów można ją interpretować. Krzysztof Łukaszewicz, autor książki Sto dni Hoffmana widział ją tak: "Sceny uwolnienia Bohuna nie ma na kartach powieści. Reżyser wprowadza ją właśnie po to, by przez postacie Skrzetuskiego i Bohuna ukazać los dwóch narodów, które odtąd pójdą różnymi drogami i nigdy już nie będzie dane im się spotkać…".

W moim przekonaniu, taka interpretacja jest mocno naciągana. Przypominają mi się doniesienia prasowe z okresu komuny, że oto dzieci przedszkoli moskiewskich przekazują braterskie pozdrowienia warszawskim przedszkolakom prosząc jednocześnie, by te nie ustawały w walce o pokój. Może co nieco przekręciłem, ale sens pozostaje nietknięty! Zatem cóż ja dostrzegłem we wspomnianej scenie uwalniania dzielnego kozaka?

Przygotuję sobie grunt oddając ponownie głos Łukaszewiczowi: "Zachodzi (…) obawa (Jerzy Hoffman wpadnie na to dwa dni później), czy aby Helena nie pożegnala Bohuna spojrzeniem zbyt czułym, czy w jej oczach był tylko żal, czy może coś więcej… To coś widać bardzo wyraźnie. I oby nie przeinaczyło sensu całej sceny. Na przykład, że Helena dopiero teraz widzi, co straciła…".

Zadaję sobie pytanie: czy to mistrzowska gra Izabelli Scorupco sprawiła, że scena pożegnania Bohuna jest chyba najlepszą w całym filmie? A może takie jest normalne (prawdziwe) zachowanie każdej Heleny w odpowiedzi na ułomność ludzką. Bo nie da się ukryć, że tego, co posiada Bohun próżno szukać u Skrzetuskiego... I stąd zapewne wzięło się to coś w oczach Heleny. A może i Izabelli. Psiakrew! Powinienem chyba przyjrzeć się także oczom mojej żony Małgorzaty. Nie chodzi tu o banalny trójkąt, czy zazdrość. Raczej o świadomość własnej niedoskonałości, wszak trudno byc jednocześnie i Bohunem i panem Janem.

Społeczeństwa świadome zagrożeń, których istnienie można wyczytać w spojrzeniu Heleny, wymyśliły instytucję małżeństwa i… jedno z dziesięciorga przykazań. Bo na mój rozum najpierw trzeba było zbudowac samochód, a dopiero później ułożyć kodeks drogowy.

Dysponując kasetą video, mogliśmy oglądać film wielokrotnie w domowym zaciszu, co też bez przymusu uczyniliśmy. Fragment pokazujący klęskę wojsk polskich pod Żółtymi Wodami obejrzeliśmy tylko raz – przy pierwszej projekcji. Myślę, że oglądając film w Polsce, ów fragment nie przeszkadzałby nam. Zatem sprawdziło się Mickiewiczowskie: …ojczyzno, ty jesteś jak zdrowie…

Musimy przyznać – my Polacy w Nowej Zelandii – że film Ogniem i mieczem dostarczył nam wielu wzruszeń, wzmocnionych tym, że oglądany był na antypodach. Nie zapominajmy, ze obejrzenie filmu oraz mozliwość rozmowy z Jerzym Hoffmanem zawdzięczamy Bogdanowi Nowakowi, człowiekowi-instytucji: redaktorowi i producentowi audycji radiowej Fala 44 w jednej osobie. Tym większe należą się brawa panu Bogdanowi, gdy weźmiemy pod uwagę mizerię tego, co proponuje nam Nowa Zelandia w sferze kultury.

Z ostatniej chwili: J23 informuje, ze Fali44 grozi śmiertelne niebezpieczeństwo!

Przygotowanie godzinnej audycji to wiele godzin ciężkiej pracy własnej, że o pewnych nakładach finansowych nie wspomnę… Czyż godzi się zatem składać ciężar prowadzenia audycji na barki jednego tylko człowieka, choćby nawet tak dynamicznego jak Bogdan Nowak?

Nie dajmy więc umrzeć "Fali 44", bratenki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz