niedziela, 19 lipca 2009

6. O rzeczywistym celu systemu punktowego

W dzisiejszej pogadance chciałbym zająć się współczesnymi emigrantami, dla których przepustką do Nowej Zelandii był tzw. system punktowy. Wcześniej wspominałem już o tym haniebnym systemie. Przypomnę, że w systemie tym kandydat na Nowozelandczyka otrzymuje punkty za posiadane wykształcenie i staż zawodowy.

Niektórzy spośród nas, po spotkaniu się z niechecią społeczeństwa nowozelandzkiego pytają: więc dlaczego ściągnęli nas tutaj? Moją ambicją jest przedstawienie odpowiedzi na powyższe, jakże trafne pytanie!

Rzeczywisty cel systemu punktowego wyłuskamy z relacji handlowych Wielka Brytania – Nowa Zelandia. Już na początku lat sześćdziesiątych nad Nową Zelandią zawisło poważne niebezpieczeństwo. Związane ono było z chęcia wejścia Wielkiej Brytanii do Unii Europejskiej. Wiadomo, co oznaczać to mogło dla Nowej Zelandii. Stratę ogromnego, stabilnego i bardzo chłonnego rynku zbytu dla nowozelandzkich produktów rolnych. W tamtych latach pisano:

"New Zealand is at a critical phase in its economic history. We have developed as a specialised country supplying one main market and we have relied on a continuation of this arrangement for our future development and standard of living. We are at a turning of the ways where we are forced to change our thinking on export marketing and spend much more of our national energies on saving the living standards of ourselves and succeeding generations".

Nowa Zelandia nie była w stanie powstrzymać Wielkiej Brytanii przed wstąpieniem do struktur europejskich. Dlatego zaczęto intensywnie zastanawiać się nad sposobem zbytu towarów, aby zachować standard of living. I tu wymyślono rozwiązanie unikalne, które od strony moralnej można porównac z wynalazkiem Adolfa Eichmanna, czy eksperymentami medycznymi doktora Mengele. Wymyślono coś w rodzaju socjalistycznego PEWEX-u. Zatkał się eksport do Europy, więc odkryto dobrodziejstwa tzw. eksportu wewnętrznego. Należało tylko zadbać, by ludzie zaczęli napływać do Nowej Zelandii, do kraju, który zaczął pełnic rolę gigantycznego PEWEX-u.

Do wabienia ludzi – w miarę zasobnych – doskonale nadawał się ów system punktowy. I taki właśnie jest rzeczywisty cel systemu punktowego: napędzać klientów do nowozelandzkiego PEWEX-u. Ów klient, po trzech latach systematycznych zakupów dostaje kartę stałego klienta, którą – nie wiedzieć czemu – nazwano obywatelstwem nowozelandzkim.

Za taką wlaśnie interpretacją systemu punktowego przemawia silnie oscylacyjny charakter tzw. "net migration". Migracja netto, przypomnę, może być miarą zdolności absorpcyjnej nowych imigrantów. Zerowa zdolność absorpcji jednoznacznie wskazuje, że nie o ludzi, o ich potencjał twórczy w systemie punktowym idzie.

Dalszego poparcia dla mojej interpretacji systemu punktowego dostarcza przykład imigracji do Austrii. Wybrałem ten kraj dlatego, że w latach 80-tych napłynęła tam potężna fala imigrantów (o którą notabene Austria nie zabiegała). Napływ ogromnej liczby imigrantów zmusił ówczesny rząd Austrii do uszczelnienia granic. To bardzo ważny fakt! Oznacza on, że ci, którzy znaleźli się na terenie Austrii zostali potraktowani podmiotowo, jako ludzie, którzy mogą konkurować o pracę z miejscowymi. Nie powinno to dziwić, wszak Austria to cywilizowany, europejski kraj.

Weźmy teraz Nową Zelandię. Zachęca się ludzi do przyjazdu: New Zealand needs people. Wielokrotnie przeczytałem tę frazę w różnych źródłach. Czyżby nie obawiano się w Nowej Zelandii konkurencji? Z całą moca twierdzę, ze konkurencja ze strony nowoprzybyłych nie jest zagrożeniem dla Nowozelandczyków. Bo nowoprzybyły nie ma najmniejszych szans konkurowania. Jego miejscem jest "ławka rezerwowych". Niech na niej wspiera dzielnie "nowozelandzki eksport wewnętrzny". Ochronie interesów Nowozelandczyków służy skomplikowany system rejestracyjny, który skutecznie blokuje dostęp do rynku pracy. Temu samemu celowi służy kwestionowanie wartości dyplomów uzykanych poza Nową Zelandią, za które wcześniej przyznano przecież sporo punktów kwalifikacyjnych. Dalszym chwytem Nowozelandczykow jest zarzucanie braku tzw. "New Zealand experience", co niewątpliwie jest już ciosem Gołoty.

Dorzucę jeszcze jeden argument na poparcie mojego rozszyfrowania tajemnicy systemu punktowego. W prasie nowozelandzkiej wyszperałem dwie informacje o tutejszych mieszkańcach. Otóż społeczeństwo to wykazuje:
1. an anti-intellectual tradition,
2. a traditional antipathy to migrants.

I tu nagle wybuch milości do wykształconych i to w dodatku imigrantów, która objawiła się w postaci systemu punktowego! Śmiechu warte!

Z funkcjonowaniem systemu punktowego związane są także produkty uboczne, o których istnieniu Nowozelandczycy, zdaje się, nie są świadomi. W moim przekonaniu ludzie, którzy zostali do Nowej Zelandii zwabieni za sprawą systemu punktowego, wcześniej czy później wyjadą. Myślę tu o ludziach z Europy, bo dla nich słabiutka nie tylko ekonomicznie Nowa Zelandia nie jest żadnym rozwiązaniem. Wielu jednak imigrantów, zwłaszcza z Azji, będzie czynić wysiłki, by tu zostać. Bo dla nich obywatelstwo nowozelandzkie jest w pewnym sensie awansem, jest pasowaniem na obywatela "lepszej" – w ich mniemaniu – części świata. Będzie to prowadzić do systematycznego eliminowania człowieka białego, co niewątpliwie zmniejszy i tak już problematyczną atrakcyjność tego kraju. Uprzedzę ewentualne zarzuty. Nie są to poglądy rasistowskie. Dlaczego? Oglądałem kiedyś amerykański program, w którym pokazani byli osobnicy poddający się kosztownym i bolesnym operacjom plastycznym w celu "poprawienia" wyglądu zewnętrznego. Nie słyszałem natomiast, by kiedykolwiek Europejczykowi przeszkadzał w jakimkolwiek stopniu jego europejski wygląd.

2 komentarze:

  1. Podobną sytuację zobrazowaną przez określenie "ławka rezerwowych" mogłem obserwować mieszkając w Wielkiej Brytanii, kraju w którym zaobserwowałem i "poczułem" coś podobnego. Bardzo trafne spostrzeżenie.

    OdpowiedzUsuń