Okazuje się, że nie tylko mnie zaniepokoiło uzasadnienie przyznania Wajdzie Oscara. Nagroda "za całokształt" jakoś dziwnie mocno kojarzy się z "nagrodą pocieszenia".
Z artykułu Elżbiety Binswanger ( http://www.nasza-gazetka.com/ng2000_1/wajda_p.htm) dowiedziałem się, że ów Oscar "za całokształt" został właściwie przyznany… polskiej kinematografii. Ciekawe, czy członkowie Rady Gubernatorów Akademii pomyśleli o tym (przyznając nagrodę Wajdzie).
Oscar dla polskiej kinematografii! Rozumowanie, które doprowadziło panią Elżbietę do tego stwierdzenia, jest dość karkołomne: Wajdzie przyznano Oscara, Wajda pracował z aktorami (ludźmi filmu w ogóle), zatem Wajda dzieli swój sukces z… polską kinematografią.
W dalszej części tekstu pani Elżbieta stara się uzasadnić decyzję przyznania Oscara Wajdzie (i polskiej kinematografii). I trudno się dziwić, wszak stwierdzenie "za całokształt" brzmi zdecydowanie mało ambitnie.
Pani Elżbieta dopatrzyła się czterech czynników, które zadecydowały o przyznaniu nagrody. Otóż polska kinematografia (i Wajda) otrzymali Oscara za:
1. styl ("ale nie tylko"),
2. piękne, szlachetne Polki,
3. przepiękne krajobrazy,
4. wartości niepowtarzalne (sic!).
Ależ to daje się wyrazić prościej! Wystarczą tylko dwa słowa: "za całokształt". Zatem żadne zabiegi słowne nie zmienią faktu, że polska kinematografia otrzymała od "dobrych wujków z Hameryki" właśnie nagrodę pocieszenia. Wajda zresztą też.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz