niedziela, 19 lipca 2009

18. Pogwizdywanie w ciemności

Rozumowanie w poniższym tekście przebiegać będzie dwutorowo: zastanawiając się nad "pogwizdywaniem w ciemności", zasugeruję przyczynę słabości czasopiśmiennictwa polonijnego.

Człowiek zadowolony z siebie często pogwizduje. To sygnał dla otoczenia, że teraz "nie ma mocnych". Bywa (wcale nie tak rzadko), iż w chwili strachu, zagrożenia osobnik zaczyna też pogwizdywać… To przykład podręcznikowy. Zanurzam się teraz w realne życie, by pokazać, że owo "pogwizdywanie" nie jest tylko przykładem dydaktycznym.

W polsko-australijskim czasopiśmie społeczno-kulturalnym "Polish Kurier" na stronie
http://members.iinet.au/~kurier/index2.html
można znaleźć artykuł "Upadek czasopiśmiennictwa polonijnego". Jędrzej Krajnia w swoim przyczynku do raportu o stanie polskiego czasopiśmiennictwa w Australii nie podaje w sposób jednoznaczny przyczyn istniejącego obecnie kryzysu. Jednakże sporo do myślenia daje następujące stwierdzenie autora: "Tutejsza prasa polonijna przeżywa prawdziwy kryzys tożsamości. Jest on z pewnoscią powiązany z kryzysem tożsamosci Polonii australijskiej w ogóle, której brakuje nie tylko silnego przywództwa, ale i KONCEPCJI NA ISTNIENIE (podkr. moje – C.I.)".

Postaram się rozwinąc ten wątek – tj. braku koncepcji na istnienie – w oparciu o pierwszy numer nowozelandzkiego kwartalnika "Krzyż Południa – Magazyn Polskiego Klubu Literackiego w Nowej Zelandii"
http://www.polishheritage.co.nz/KRZPOL/KP_2000_1/IND1_2000.HTM
Przeanalizuję deklaracje, w której Zespół Redakcyjny uzasadnia zaistnienie pisma. Uczynię to w kilku krokach.

1). "Podtrzymywanie i kultywowanie języka polskiego i kultury polskiej jest obowiązkiem każdego Polaka niezależnie od miejsca zamieszkania".

Mam w miarę dobrą pamięc. Skorzystam więc teraz z tej zalety. Otóż w 6-tej klasie szkoły podstawowej, "pani od polskiego" poleciła nam w dniu 2 września (pierwszy dzień nauki) napisać dużymi literami na pierwszej stronie zeszytu takie oto zdanie: "Pięknie i poprawnie mówić i pisać po polsku jest obowiązkiem każdego Polaka". Zespół Redakcyjny zniekształcił to piękne, mądre zdanie i uzupełnił dopiskiem "niezależnie od miejsca zamieszkania".

I to jest początek "pogwizdywania w ciemności". To wyraz strachu pojawiającego się w kontakcie z tajemniczą, nierzadko wrogą rzeczywistością. Celem migracji jest (i zawsze była) pełna asymilacja! To konieczność, bo w przeciwnym razie będziemy osobnikami kalekimi. Trudności w procesie asymilacji (NZ jest dobrym tego przykładem) powodują wybuch patologicznej miłości do ojczystego języka. Są tylko dwa rozwiązania: całkowita asymilacja, albo powrót do kraju przodków (lub… tyłkow, które w Polsce są niezłe).

Nawet w Nowym Testamencie znajdziemy potwierdzenie słuszności powyższego rozumowania: "Zaprawdę, zaprawdę mówię wam: jeśli ziarno pszeniczne wpadłszy w ziemię nie obumrze, samo zostawa; lecz jeśli obumrze, wielki owoc przynosi" (Jana 12:24). Zatem musisz zasymilować się ("obumrzeć"), by być przydatnym w nowej społeczności. W przeciwnym wypadku narazisz się na śmieszność, którą znakomicie uchwycił Juliusz Machulski w filmie "Kilerow dwóch" – przyjaciel Siary-Siarzewskiego do Szakala: świetnie pan mówi po polsku! Szakal na to: co ty myślisz, że Polak nie może się wybić na świecie?

W procesie migracji wyróżnia się dwa etapy: emigrację oraz imigrację. Na przykład: jestem emigrantem z Polski oraz imigrantem w Nowej Zelandii. Jest to stwierdzenie banalne (choć prawdziwe) w kontekście przestrzennego ruchu ludności. Gdy weźmiemy jednak pod uwagę psychikę migranta… Do momentu opuszczenia samolotu LOT byłem emigrantem. Już na lotnisku w Bangkoku zacząłęm przygotowywać się do roli imigranta: do walki właściwie o wszystko, do startu praktycznie od zera. W Nowej Zelandii nadal staram się być imigrantem (jeśli chodzi o stan psychiki), tzn. moim celem powinna być jak najszybsza asymilacja.

Wielu jednak nie może dokonać w swojej psychice przejścia emigrant-imigrant. Pozostają na etapie emigranta, który to etap uniemożliwia asymilację. To z kolei rodzi poczucie wyobcowania i w konskwencji… wybuch platonicznej miłości do kultury, do języka ojczystego. Już choćby to, co przed chwilą napisałem, świadczy o ogromnym obciążeniu psychicznym migranta: jego umysł to kłębek sprzeczności. Sprzeczności te będą rodzić działania, których pełne zrozumienie dostępne jest chyba tylko dla… psychiatry!

2). "Ponieważ świat staje się coraz mniejszy głównie w wyniku rozwoju środków masowego przekazu, przyśpieszeniu i globalizacji wymiany międzynarodowej, języki narodowe i narodowa kultura poddana [sic! – C.I.] jest ciągłemu zagrożeniu".

To już nawet nie jest "pogwizdywanie w ciemności". Raczej "bredzenie" (w ciemności). Od kiedy to środki masowego przekazu (wykluczam przypadek państwa totalitarnego) są jakimkolwiek zagrożeniem? Zatem w trosce o język i kulturę miałbym pozbawić się w moim warszawskim mieszkaniu telewizji satelitarnej, dostępu do Internetu?

3). "Jako miłośnicy języka polskiego i polskiej kultury musimy przeciwstawić się temu zagrożeniu".

Kochani moi! Chyba nieświadomie stosujecie komunistyczny sposób wyrażania się. Komuniści, chcąc uzasadnić swoje istnienie (i terror) przekonywali ciągle (ale i bez skutku) o istnieniu czyhającego, groźnego "wroga klasowego". W obu przypadkach (Waszym i komunistów) owo zagrożenie to twór wyobraźni (chorej). Jeśli dla Was zagrożenie kultury i języka jest rzeczywiste, śpieszę z życiodajną radą: miłośnicy języka polskiego (i kultury) starają się być jak najbliżej obiektu swojego umiłowania. W Polsce możecie zrezygnować z dostąw prądu (by nie kusił Was telewizor z obcojęzycznym programem). Mam też inna radę. Przeczytajcie jednak najpierw poniższy fragment: "Ludzie rodzą się bez ojczyzny albo stają bez niej na wygnaniu, albo gubią jej poczucie za sprawą krzywdy, zdrady, nienawiści, kosmopolitycznej filozofii, łajdactwa bądź głupoty i przez sto innych powodów" (Łysiak, Milczące psy, s. 140). Zróbcie teraz "rachunek sumienia" (to jest ta moja rada). Dla zachęty podam wynik mojego "rachunku": choć Łysiak zostawił mi furtkę w postaci owych "stu innych powodów", nie skorzystam z niej – zatrzymuję sie zdecydowanie tuż przed tą "furtką".

4). "Przewidujemy wydawanie wersji internetowej, jak również, nieco okrojonej, wersji drukowanej każdego numeru".

Trzeba być konsekwentnym! Przecież na początku stwierdziliście, że Internet jest zagrożeniem dla kultury (i języka). Grawitujecie zatem w kierunku filozofii Świadków Jehowy. Oni też psioczą na rozwój cywilizacji, po czym wsiadają do eleganckich samochodów, by udać się (na przykład) do "kościoła".

Zapoznałem się również z treścią pierwszego numeru "Krzyża Południa". Jeden numer – słaba to podstawa do uogólnień. Mimo to zaryzykuję – w oparciu o inne, własne obserwacje – postawienie diagnozy: przyczynę upadku czasopiśmiennictwa polonijnego upatruję we… wzroście Polski ("Polska rośnie w siłę, a ludzie żyją dostatniej"). Minęły bezpowrotnie (?) czasy, gdy na emigrację udawał się kwiat polskiego społeczeństwa. I dlatego współczesne życie na emigracji jest TANDETNE: nieprawda, że na bezrybiu rak moze udawać rybę! To, co dla Jędrzeja Krajni jest kryzysem tożsamości, dla mnie stanowi przede wszystkim kryzys JAKOŚCI (emigrantów).

Powyższe wystarcza, by zdecydowanie ostudzić mój zapał do… "obumarcia" (na rzecz Nowej Zelandii).

Dr Cris Iwan
Podobne strony
1 aleister.republika.pl
2 irciaq901.republika.pl
3 cashoob.republika.pl
4 asenglish.republika.pl
5 k1elo.republika.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz