niedziela, 19 lipca 2009

17. O patronach dalekich podróży

Przeczytałem dwa artykuły (?) opublikowane w piśmie "Wprost":
1) http://195.216.113.93/02.14.1999(846)/s88.htm
2) http://195.216.113.93/03.07.1999(849)/s102.htm
Obydwa autorstwa pana Olgierda Budrewicza.

Przy słowie artykuły postawiłem znak zapytania. Bo mamy tu raczej do czynienia ze zwykłą reklamówką turystyczną. W Nowej Zelandii takie teksty opatrzone są napisem "Advertisement". I czytelnik nie ma wtedy żadnych złudzeń (co do charakteru informacji zawartej w "artykule").

Prawdziwa Nowa Zelandia wygląda zapewne inaczej (od tej opisanej przez pana Budrewicza). I nie o faunę i florę tu idzie!

Pan Budrewicz wspomina o PATRONIE swej długiej podróży. Trudno mi uwierzyć, by firma Air New Zealand była taką "funkcją" zainteresowana. Bo, jako żywo, nigdy na Okęciu nie widziałem samolotu z napisem Air New Zealand na kadłubie! Zatem mam prawo przypuszczać, że SPONSOROWANIEM "długiej podróży" (czy też "superatrakcyjnej wycieczki") zajmował się (jeszcze) ktoś inny.

Niejako przy okazji zapytam o rolę w tym przedsięwzięciu owego "polskiego milionera z Auckland". W jaki sposób "grupa dziennikarzy z Warszawy" uzyskała telefoniczne poręczenie swojej rzetelności majątkiem owego pana? Czyż w książce telefonicznej są informacje o takich panach, skłonnych do "poręczeń"?

Nie mam pretensji o banalność tekstów pana Budrewicza. Ale czyż zwykła uczciwość dziennikarska nie powinna nakazywać rzetelnego wskazania źródła finansowania "dalekiej podróży"? Taka informacja potrzebna jest uważnemu (ostrożnemu) czytelnikowi do poznania motywów, jakimi kierował się autor. A stąd już tylko krok do oceny "spontaniczności" (zatem i wiarygodności) publikowanego tekstu!

Również "Rzeczpospolita" zamieściła reklamówkę turystyczną o Nowej Zelandii:
http://www.rzeczpospolita.pl/Pl-asc/dodatki/turystyka_971112/turystyka_a_2.html

Autorem tego tekstu jest Aleksander Rawski. "Nowa Zelandia jest doskonałym miejscem dla tych, którym wyobraźnia podpowiada obraz raju jako krainy dziewiczej przyrody i USMIECHNIĘTYCH LUDZI (podkr. moje – C.I.)". Szkoda, że pan Rawski ani słowem nie wspomniał o patronie swojej "dalekiej podróży". Taka informacja mogłaby być kluczem do oceny szczerości uśmiechu owych ludzi. Moje wątpliwości wynikają z faktu, że w Nowej Zelandii mamy jeden z najwyższych w świecie wskaźników samobójstw (zwłaszcza wśród młodych ludzi). Sprawa ta wymaga odrębnego potraktowania. Teraz sięgnę ponownie po tekst pana Rawskiego: "Obecnie Maorysi stanowią zaledwie dziewięć procent trzyipółmilionowego społeczeństwa. Są gościnni". Dlaczego autor w ocenie gościnności społeczeństwa nowozelandzkiego ograniczył się tylko do Maorysów? A co z calą resztą (91%) mieszkańców Nowej Zelandii?

Koncentrując się na Maorysach, pan Rawski wypaczył zupełnie obraz Nowozelandczyków. Prawdą jest, że Maorysi "na powitanie – prastarym zwyczajem – wystawiają język". Prawdą też jest, że polscy górale noszą charakterystyczne stroje góralskie i ciupagi. Zwłaszcza na ulicach… Warszawy (na przykład w czasie obchodów "święta plonów").

Maorysi demonstrują ów "prastary zwyczaj" w celach komercyjnych. Budzi to uzasadniony sprzeciw białych Nowozelndczyków (tzw. Pakeha). Bo w kulturze Zachodu wywalony jęzor ma zupełnie inna wymowę!

Na podstawie tekstu pana Rawskiego można odnieść wrażenie, że na ulicach widzimy Maorysów "pocierających się z gośćmi nosami". Moi znajomi Maorysi nigdy nie próbowali przywitać się ze mną w ten sposób. Natomiast wielokrotnie widziałem owo "pocieranie się nosami" w… telewizji! Zatem jaki świat starał się opisać pan Rawski?

Innego zapewne patrona dalekiej podróży (tym razem z Nowej Zelandii do Polski) znalazł Skott Alexander Young. Wymagania jego patrona odczytać można z podtytułu artykułu, opublikowanego w The New Zealand Herald*: "Skott Alexander Young experiences madness and terror in Eastern Europe". Ów pan dwojga imion jest z pewnoscią zbyt MŁODY, by widzieć świat we właściwym świetle.

Pan Young skoncentrował się w swoim artykule na przedmieściach Warszawy i Krakowa. Z wycieczki do Warszawy zapamiętał tylko tyle: "In the early hours, we were on the outskirts of Warsaw, a seemingly endless succession of mudsplattered concrete buildings. P.J. O'Rourke put it best: ". Nie w lepszym świetle – chodzi oczywiście o te godziny poranne – został "opisany" Kraków: "Then I was on a train bound for Krakow. After two hours of drab, flat farmland, the train pulled into Krakow. More cement ugliness on its outskirts…".

Nowozelandzki reporter musiał mieć hojnego patrona! Kilka tysięcy dolarów za tak "rewelacyjne" informacje o Warszawie i Krakowie! Gwoli ścisłości, tekst pana Younga opublikowano w stałym dodatku turystycznym "Travel".

Artykuł Younga o Polsce okazał się interesujący dla jednego z uczniów Onehunga High School. Uczniowie otrzymali kiedyś do opracowania temat "Turystyka". Źródłem informacji miała być prasa. Jeden z Chińczykow wyszperał właśnie tekst pana Younga. Demonstracyjnie pokazywał ten artykuł w klasie. A to dlatego, że pobił się kiedyś z moim synem Łukaszem. Chińczyk uznał, że tekst o Polsce posiada "walory", dzięki którym nadaje się do pognębienia rywala.

Obywatele Budrewicz, Rawski! Wzywam was, abyście stanęli do dzisiejszego apelu!!! (obaj wykazaliście oznaki śmierci intelektualnej).

*NZ Herald, Tuesday, February 8, 2000, D4

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz